Hola! Pozdrawiamy z Hiszpanii!
Na co dzień uczymy się w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych Nr 3 w Malborku, do Malagi, gdzie naszym partnerem jest TRIBEKA przyjechało w sumie 12 uczniów. Od połowy września cieszymy się dniami pełnymi słońca w samym sercu regionu Costa del Sol czyli w Maladze, gdzie pilnie uczymy się podczas staży odbywanych w hiszpańskich firmach, a w wolnym czasie odkrywamy Andaluzję. Podczas realizacji projektu możemy liczyć na pełne wsparcie pracowników biura Tribeka panią Magdę i Dianę będące naszymi tutorkami. Pogodna atmosfera i życzliwość Hiszpanów sprawiają, że czas płynie tu bardziej spokojnie i leniwie. Ale ponieważ nie samą pracą człowiek żyje pozwólcie, że podzielimy się z Wami naszymi wrażeniami…
Aż nie chce się wierzyć, że za nami już trzy tygodnie – kiedy to zleciało? Teraz, gdy wszystko dookoła jest takie znajome, autobusy obłaskawione, czas w pracy mija niepostrzeżenie i znamy już wszystkie ceny w Primarku na pamięć, wcale nie chcemy wracać, zwłaszcza że hiszpańska jesień rozpieszcza nas iście wakacyjnymi temperaturami serwując nam nawet 30 C.
Udział w projekcie to dla każdego z nas moc nowych doświadczeń, przeżywamy je każdego dnia odbywając staże. Nasze koleżanki Wioleta (Resturacja TUK TUK NOODLES) i Klaudia (Restauracja Lechuga TAPAS) w restauracjach na starym mieście przygotowują codziennie pyszne dania na lunch dla turystów i mieszkańców, one najlepiej wiedzą że sezon turystyczny w Maladze trwa nadal, bo liczba gości świadczy o tym najlepiej.
Podobnie dziewczyny pracujące w hotelach Ilunion (Maja, Dominika i Wiktoria) i Soho Bahia (Ola i Wiktoria) nie narzekają na brak pracy. Każdego dnia obsługują gości w restauracji podczas śniadań, a potem poznają sekrety fukcjonowania recepcji oraz działu housekeeping pod czujnym okiem nowych kolegów z pracy. Informatycy Łukasz i Kuba w Residencia Rosaleda obsługują serwery, sprzęt IT oraz uczą się zarządzania bazami danych studentów w Maladze, pracują także nad stworzeniem nowej strony internetowej swojej firmy. Z największymi wyzwaniami mierzą się jednak logistycy – Radek, Łukasz i Kuba, pracujący w centrum logistycznym firmy Superskunk.
Tylko oni potrafią rozładować dużą dostawę towaru, sprawdzić czy wszystko się zgadza i przygotować zamówienia zgodnie z zamówieniami sieci sklepów – na brak pracy żaden z nich na pewno nie narzeka. Każdy z nas ma co robić od poniedziałku do piątku, ale w weekend z przyjemnością odkrywamy sekrety Andaluzji i zwiedzamy.
Doświadczyliśmy już, czym jest prawdziwa hiszpańska siesta i nauczyliśmy się cieszyć nią w wolnych chwilach. Chociaż od poniedziałku do piątku pilnie pracujemy, czasami udaje
nam się znaleźć czas, aby łapać słońce na cudownych plażach Malagi w dzielnicy El Palo, gdzie mieszkamy, oraz na popularnej wśród turystów plaży – Malaguecie.
W wolnym czasie poznajemy Malagę, która ma zachwycającą starówkę, pełną sklepów z pamiątkami i małych restauracji, w dwóch z nich, nasze koleżanki Wioleta i Klaudia odbywają praktyki.
Mieliśmy wiele szczęścia, ponieważ podczas niedzielnego spaceru przekonaliśmy się na własne oczy, jak bardzo religijni są mieszkańcy tego regionu. Natrafiliśmy na procesję niosącą w uroczystym orszaku tron z Chrystusem. Wydarzenie miało niezwykłą oprawę licznych pomocników niosących świece i orkiestrę. Tron z figurą Chrystusa dźwigało na swoich barkach ponad stu mężczyzn, a wysiłek widoczny na ich twarzach, tylko pozwalał nam się domyśleć jak wielki nieśli ciężar. Procesja była dla nas sporym zaskoczeniem, ponieważ zwykle organizowane są one w okresie Wielkiego Tygodnia, my mieliśmy jednak szczęście i trafiliśmy na podobnie uroczyste przeniesienie tronu pomiędzy kościołami. Oprawa tego wydarzenia niezwykle nas zaskoczyła.
My ludzie z „depresji” – bo tak położony jest nasz rodzinny Malbork, trafiając do Malagi nie możemy się nadziwić jak położone jest to miasto. Domy i bloki mieszkalne pokrywają okoliczne wzgórza tworząc niezwykłe panoramy i zapewniając mieszkańcom wspaniałe widoki na morze. Można je podziwiać z wielu punktów miasta, zwłaszcza z majestatycznych murów mauretańskiego zamku Gibralfaro i Alkazaby, które górują nad starym miastem. Wspinaczka po stromych ścieżkach w 30 C upale była nie lada wyzwaniem, ale czegóż nie robi się dla pięknych zdjęć.
Wybraliśmy się także na wycieczkę do Rondy – jednego z najstarszych miast hiszpańskich, gdzie pierwsze ślady osadnictwa pochodzą z czasów starożytnych. Trudno się dziwić, bo miasto położone po obu stronach wąwozu Tajo de Ronda, zawsze zapewniało jego mieszkańcom bezpieczne schronienie. Mieliśmy okazję przejść się jednym z najpiękniejszych mostów wzniesionych w XVIII w i podziwiać strome ściany wąwozu. Niezwykłe wrażenie zrobiła na nas także jedna z najstarszych aren Corridy, wzniesiona w 1785 r i działająca po dziś dzień. Na jej trybunach może zasiąść 5000 widzów, by podziwiać niezwykłe widowisko corridy.
W Rondzie czuć ducha corridy, nie tylko na arenie, czy w muzeum, gdzie podziwialiśmy stroje torreadorów, ale w całym mieście ulicy. Zamiłowanie do tej tradycji widać na każdym kroku, w pamiątkach, strojach i wystroju restauracji. Spacerując stromymi uliczkami miasteczka mieliśmy okazję podziwiać niezwykłą architekturę nawiązującą do czasów arabskiej świetności Rondy, a piękne widoki zachęcały do fotografowania.
Dzięki temu udało nam się zobaczyć prawdziwe perełki andaluzyjskiej architektury: wspaniałego Michas Pueblo, zobaczyliśmy tętniącą turystycznym życiem Fuengirolę i szlakiem polskich bohaterów walczących w oddziałach Napoleona podążyliśmy do Castillo Sohail –
To właśnie tu ponad 200 lat temu, 14 i 15.10.1810 r, u podnóża twierdzy Sohail w Fuengiroli rozegrała się jedna z największych bitew napoleońskich. Należący do wojsk
Bonapartego polski garnizon pod dowództwem kpt. F. Młokosiewicza, przy wsparciu por. E.
Chełmickiego praz mjr. I. Bronisza, otrzymał zadanie obrony twierdzy przed wojskami brytyjskimi i hiszpańskimi. Mimo dziesięciokrotnej przewagi wroga, polscy dowódcy, ku
zdumieniu samego Napoleona, zdołali wygrać tę bitwę i odeprzeć atak. Bonaparte w uznaniu zasług odznaczył ich Krzyżem Legii Honorowej.
Skala odniesionego zwycięstwa nadal zadziwia, także współczesnych miłośników historii.
Mury arabskiej twierdzy wznoszącej się na wzgórzu za miastem, budzą respekt i przyprawiają o siódme poty, każdego kto stromą ścieżką próbuje wspiąć się do zamku, aż
trudno sobie wyobrazić jak w takiej spiekocie można walczyć? Tym bardziej godne podziwu jest zwycięstwo polskich żołnierzy Księstwa Warszawskiego, którzy dokonali tego,
co inni uważali za niemożliwe.
Wiele emocji wzbudziło w nas także pięknie położone Michas Pueblo – białe miasteczko, po którym turyści mogą przejechać się tradycyjną ekologiczną taksówką napędzaną sianem –
czyli BURROS TAXI. Wędrując uliczkami tego pięknego miasteczka podziwialiśmy ozdobione wiszącymi doniczkami ściany domów, zajrzeliśmy także na arenę corridy i zmierzyliśmy się z bykiem. W lokalnym muzeum poznaliśmy historię ludowego rzemiosła oraz tradycyjnej produkcji oliwy i wina, z których słynie Andaluzja.
Po całym tygodniu pracy mieliśmy także okazję zrelaksować się podczas wodnych szaleństw w Aquamijas oraz w Bioparku dzikich zwierząt i egzotycznych roślin, w którym
króluje potężny baobab.
Jednak najwięcej emocji wzbudziła w nas wyprawa do El Caminito del Rey – kanionu utworzonego przez wody rzeki Guadalhorce, w którym ponad 100 lat temu pracujący przy zaporze robotnicy wybudowali na potrzeby swojej pracy ścieżkę niemal zawieszoną na pionowych ścianach wąwozu. Przez lata cieszyła turystów i pozwalała im na odkrywanie w spaniałych widoków kanionu, jednak brak remontów i konserwacji sprawił że od lat 80 poruszanie się nią wielu zapalonych miłośników trekkingu przypłaciło śmiercią.
Zamiłowanie do wspinaczki było silniejsze niż zdrowy rozsądek, nawet wysokie kary nie odstraszały śmiałków. Dzięki środkom pochodzącym z funduszy Unii Europejskiej szlak udało się zbudować na nowo, pozostawiając jako atrakcję widoczne fragmenty dawnej ścieżki wznoszącej się poniżej. Od 2015 roku miłośnicy aktywnej turystyki mogą na nowo cieszyć się wspaniałymi widokami rzeki Guadalhorce – my także mieliśmy taką możliwość.
O wyjątkowej atrakcyjności tego szlaku najlepiej świadczy fakt, że dziennie odwiedzić może go tylko 450 osób, a bilety sprzedane są z conajmniej miesięcznym wyprzedzeniem – my jednak mamy swoje sposoby! Przejście całego szlaku – czyli 7,7 km było niesamowitym przeżyciem, nawet lęk wysokości jaki większość z nas odczuwała, nie powstrzymał nas przed podziwianiem cudownych widoków, bo tam w górze, na ścieżce przytwierdzonej do wąwozu, zupełnie się o nim zapomina, a wspaniałe widoki są najlepszym rozproszeniem.
Takiej atrakcji na pewno nie zapomnimy do końca życia.
Z pewnością będziemy także pamiętali o cudownej Sevilli, po której mamy wyraźny niedosyt – na poznanie tego miasta potrzeba zdecydowanie więcej czasu. Było tak wiele pięknych miejsc do oglądania, a nam zdaje się że zaledwie na nie spojrzeliśmy i już musieliśmy wracać, naprawdę żal było wyjeżdżać. Plac Hiszpański, wspaniała Giralda i niesamowita, największa na świecie gotycka katedra oraz otaczające ją wąskie uliczki z restauracyjkami serwującymi tapas po prostu nas zachwyciły.
Od poniedziałku czeka nas praca i ostatni tydzień, nowych wrażeń na pewno nam nie zabraknie, bo przecież niedawno wszystko poznawaliśmy a już za 5 dni przyjdzie nam żegnać się z tymi niesamowitymi miejscami, z przyjaciółmi w pracy i goszczącymi nas rodzinami oraz pracownikami Tribeki.
Na pewno żal będzie wyjeżdżać, jednak wspomnienia jakie z tąd zabierzemy pozostaną w naszych sercach na zawsze.